czwartek, 11 lipca 2013

"Miłość w czasach popkultury"

"Miłość w czasach popkultury" to płyta "wielka", która okazała się krokiem milowym w karierze chłopaków z Mysłowic. Mimo, że na początku nie wszyscy byli pozytywnie nastawieni co do zespołu Myslovitz, a genialny i największy hit "Długość dźwięku samotności" miał nie znaleźć się na liście utworów. "Miłość..." uważana jest za jedną z najlepszych polskich płyt lat 90-tych, zawiera 12 piosenek pachnącym rockiem brytyjskim (w klimacie min. Coldplay, Muse, Radiohead). Nie przesadzę chyba, pisząc, że panowie z Mysłovitz nagrali jedną z lepszych płyt ostatniej dekady.

Marcin Prokop wypowiedział się na temat tej płyty idealnie trafiając w sedno : "Jaka jest więc miłość w czasach popkultury? Czasami jest jak gorzka pigułka, placebo na własną niemoc ("Dla Ciebie"), przejmujący krzyk w obliczu nieuchronnego rozstania ("numer" tytułowy). Chwilami ewokuje eteryczne wspomnienia minionego uczucia ("Kraków"), innym znów razem obraca się w rozczarowanie podkarmiane złudzeniami ("Aleksander"). Ale jest też owa miłość uczuciem dojrzałym ("My"), a nie tylko erotyczną fascynacją, przesyconą "chłopacką" naiwnością, jak w czasach przeboju "Z twarzą Marilyn Monroe". Jakby wbrew tytułowi krążka - jest miłością przeżywaną, a nie zachłannie konsumowaną.
Ten longplay robi wrażenie. A już myślałem, że polski rock umarł..."

A jakie są moje prywatne odczucia dotyczące tej płyty?  Za każdym razem gdy słyszę leniwy głos Rojka to odpływam... DOSŁOWNIE! Nie zdarzył mi się jeszcze taki zespół (prócz Dżemu i Wilków), gdzie utożsamiałabym się z tak wieloma tekstami piosenek. To na prawdę cudowne uczucie, słuchać czegoś i czuć, że to o Tobie. 



Napisała: Wiktoria

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz